
Podjąłem jakiś czas temu decyzję o odświeżeniu nowej strony głównej Tookapic. To spory projekt, którego pierwszy etapem jest przygotowanie tekstów.
Ach! Cóż to była za przygoda. Rollercoaster emocji, zimne poty, euforia i fizyczny ból w jednym. A wszystko przez prokrastynację.
Wszyscy prokrastynujemy
Dziś coraz rzadziej zdarza mi się odkładać rzeczy na później. Na pewno mniej prokrastynuję przy istotnych projektach. Wciąż jednak mam na liście zadania, które tkwią tam od lat.
Nie wiem czy istnieją ludzie, którzy nie prokrastynują zupełnie. Raczej wątpię. Każdy ma takie projekty i zadania, których śmierdzący oddech czuje na plecach za każdym razem kiedy wyciąga listę to-do.
To przez nasze mózgi
Oto jesteśmy. Najbardziej rozwinięty gatunek na Ziemi. Potrafimy latać na księżyc, przeszczepiać narządy i pisać symfonie. A jednocześnie przeraża nas sprzątanie w garażu.
W dużym stopniu odpowiedzialny za taki stan rzeczy jest ludzki mózg. Konkretnie układ limbiczny i kora przedczołowa (która jak nazwa wskazuje znajduje się ZA czołem).
Generalnie mózg dużo bardziej skory jest do unikania zagrożenia niż do dążenia do nagrody. Ludzie zazwyczaj do czegoś podchodzą, ale od czegoś zawsze uciekają.
Z jakiegoś powodu twój mózg potrafi uznać najprostsze nawet zadania za śmiertelne niebezpieczeństwo. Robisz więc wszystko, byle nie zrobić nic.
To przez nadmierne planowanie
O tym, że planowanie jest ważne pisałem już kilkukrotnie. Jednak przedłużająca się sesja planowania to nic innego jak odkładanie pracy. Ile można swój plan dopieszczać? Trzeba w końcu wziąć się do roboty.
Ale nie! Jeszcze otagujesz taska, tam dodasz komentarz, tu brakuje notatki, tam poprawisz literówkę. Może przydałaby się mapa myśli? A może plan powinieneś wydrukować? Albo najlepiej przepisać ręcznie? Może zamiast zwykłej listy zadań lepszy będzie Kanban? Czy masz na pewno wszystkie narzędzia potrzebne do śledzenia postępów w projekcie?
I tak mijają sobie kolejne godziny. Godziny, które na pozór wyglądają na produktywne. Tymczasem planowanie, a właściwa praca to dwa różne światy.
Podświadomie robisz wszystko aby nie zabrać się za śmiertelnie niebezpieczne zadanie, które w rzeczywistości może być błahym, krótkim taskiem.
I nie jest ważne ile przygotowań wymaga projekt. Zawsze będzie można poprzygotowywać się jeszcze trochę bardziej. Jeśli bardzo się postarasz, możesz godzinami przygotowywać się do wyniesienia śmieci.
To daje złudne poczucie bezpieczeństwa. „No przecież robię”. Tyle, że nie robisz. Udajesz. I nie tylko ty.
We wstępie wspomniałem o pisaniu tekstów na nową stronę Tookapic. To dla mnie ważny projekt. Jego ważność mnie przytłoczyła. Oto klepanie w klawiaturę zaczęło jawić się jako prawdziwe niebezpieczeństwo. Tak przynajmniej uznał mój mózg.
W ramach „przygotowań”, o pisaniu takich tekstów przeczytałem trzy grube książki, ale zamiast zacząć pisać, postanowiłem przeczytać czwartą.
Następnie rozpisałem sobie każdy etap projektu, jego cele. W pewnym momencie zacząłem nawet rysować jakieś diagramy. Chciałem upewnić się, że wszystko mam gotowe. Że niczego nie pominąłem i kiedy już zacznę pisać, będę miał przed sobą wszystkie, tak ważne przecież materiały.
To przez brak terminów
Do pisania usiadłem po dwóch tygodniach. Po pierwsze dlatego, że skończyły mi się pomysły na oszukiwanie samego siebie. Po drugie, zbliżał się termin oddania projektu. Termin, który sam sobie narzuciłem. Na szczęście.
Praca rozszerza się tak, aby wypełnić czas dostępny na jej ukończenie.
Cyril Northcote Parkinson
Wciąż łapię się na tym, że na ukończenie swoich projektów daję sobie za dużo czasu. Gdybym termin uruchomienia nowej strony głównej ustalił na dwa, a nie cztery tygodnie, mógłbyś zobaczyć efekt mojej pracy już dziś.
Ukończenie projektu 2x szybciej nie byłoby specjalnym wyczynem biorąc pod uwagę że połowę czasu i tak spędziłem nadmiernie się przygotowując.
Przytoczone wyżej prawo Parkinsona to jedna z tych zasad, od których jeszcze nie znalazłem wyjątku. Sprawdza się za każdym razem. To nie przypadek, że na mojej liście to-do gniją tylko te zadania, które nie mają terminu.
A gdyby tak zacząć od razu…
Kiedy już usiadłem do pisania, całe napięcie związane z zadaniem zniknęło w momencie postawienia kropki na końcu pierwszego zdania. Nie umarłem. Cholera! Nawet nie zachorowałem. I co gorsze, nie była to dla mnie niespodzianka. Wiedziałem przecież, że od pisania nie umrę.
Ty też wiesz, że od ukończenia tego podstarzałego taska z twojej listy (tak, tego o którym właśnie pomyślałeś) nic ci się nie stanie.
Zadania, które gniją na liście od dawna, potęgują poczucie dyskomfortu. Niepokój narasta. Im dłużej się przygotowujesz, tym trudniej jest faktycznie zabrać się do pracy.
Często wydaje nam się, że łatwiej będzie pracować, kiedy nadejdzie „natchnienie”. Tymczasem czekanie na inspirację czy odpowiedni humor nie ma żadnego sensu. Dr Tim Pychyl, autor jednego z badań nad prokrastynacją uznał, że musimy po prostu przyzwyczaić się do pracy nawet kiedy nie jesteśmy „w humorze”.
Powinieneś pogodzić się z faktem, że nie będzie ci się chciało, a jednocześnie uświadomić sobie, że to nie ma znaczenia. Stephen King idealnie podsumował to jednym zdaniem:
Amateurs sit and wait for inspiration, the rest of us just get up and go to work.
… i jak najszybciej skończyć?
Jednym z błędów popełnianych przez osoby prokrastynujące jest zapisywanie zadań w ten sposób: „Popracuj nad XYZ”.
Co to właściwie znaczy? Jaki ma być efekt? Skąd masz wiedzieć czy to zadanie możesz odhaczyć czy nie? „Popracowanie” nad czymś jest nic nie warte. Powinno cię interesować tylko ukończenie zadania i mierzalny rezultat.
Zamiast „Popracuj nad magisterką” zadanie powinno brzmieć „Napisz 1000 słów” lub „Dokończ drugi rozdział”. Zamiast „Popracuj nad projektem strony” zapisz zadania w ten sposób: „Wybierz font”, „Rozpisz mapę strony”, „Przygotuj makietę strony głównej”.
Dlaczego to działa?
Po pierwsze duże zadania potrafią przytłaczać, więc naturalnie ciągnie cię do ich odkładania. Rozbicie projektu na łatwe do ukończenia taski zmniejsza ten efekt.
Po drugie możliwość odhaczenia nawet drobnego zadania daje poczucie, że robisz postęp.
I wreszcie po trzecie, rosyjski psycholog Bluma Zeigarnik odkrył, że nieukończone lub przerwane zadania po prostu tkwią w twojej głowie i nie dają o sobie zapomnieć. To dlatego przerywając projekt w piątek po południu myślisz o nim cały weekend.
Nie ma ratunku?
Wynalezienie pigułki na prokrastynację zapoczątkowałoby największą rewolucję w dziejach ludzkości. Gdyby wszyscy nagle wzięli się do pracy, posypałyby się niesamowite odkrycia i przełomowe wynalazki.
Niestety, ktoś kto pracuje nad taką pigułką, ewidentnie odkłada robotę na później. Wygląda na to, że jedyne co nam pozostało to wdrożyć kilka zasad:
- Nie będzie ci się chciało. Nikomu się nie chce. Pogódź się z tym i nie czekaj na inspirację.
- Planuj, ale nie przesadzaj. Jeśli zacząłeś poprawiać literówki, to już wystarczy tego planowania.
- Ustal nieprzekraczalny termin oddania projektu. Po czym skróć go o połowę.
- Zacznij jak najszybciej. Najlepiej od czegoś drobnego, tak aby od razu zobaczyć postęp.
- Kończ to co zacząłeś. Jeśli nie jesteś w stanie ukończyć zadania w jednym podejściu, rozbij je na dwa mniejsze.

Dodaj komentarz