Przez długi czas miałem niekończące się poczucie “nienadążania”. Liczba zadań na mojej liście nigdy nie schodziła do zera . Często miałem wrażenie, że się nie wyrabiam. Że jestem w tyle, zanim jeszcze wstałem z łóżka.
Siadałem do pracy przed śniadaniem i pracowałem do późna, tylko po to aby dzień skończyć z jeszcze dłuższą listą to-do na jutro.
Robiłem dużo, ale do niczego to nie prowadziło. Nie widziałem postępów. Jak chomik w kołowrotku zapieprzałem w miejscu.
Pośpiech i ciągłe nadrabianie zaległości powodowały niepokój, złość i kiepską atmosferę w domu. Po pracy byłem nieobecny, bo wciąż myślałem o niedokończonych projektach.
Stop!
Postanowiłem się zatrzymać. Kiedy na swoją sytuację spojrzałem z góry, nasunęły mi się trzy wnioski: nie wszystko musi być zrobione, czasu nie da się rozciągnąć, single-tasking rządzi.
Oto jak pozbyłem się nawyku nienadążania.
Nie wszystko musi być zrobione
Zrobiłem gruntowny przegląd mojej listy to-do. Okazało się, że była pełna zobowiązań bez większego znaczenia. Nieistotne zadania zabierały czas, energię i chęć do pracy nad większymi i ważniejszymi projektami.
Przy planowaniu zacząłem zadawać sobie pytanie “Czy jeśli tego nie zrobię to rzeczywiście stanie się coś złego?” Jeśli nie, to po co zawracać sobie tym głowę?
W ten sposób z listy zniknęła połowa zadań. I nastał spokój.
Dziś moja codzienna lista składa się przede wszystkim z wielkiej trójki. To trzy ważne rzeczy, które powinienem zrobić danego dnia. Trzy zadania, które popchną mnie do przodu. Zadania, dzięki którym poczuję progres.
To od tych zadań zaczynam pracę każdego dnia.
Warunek: na listę wielkiej trójki nigdy nie trafiają zadania, które bez względu na wszystko i tak musiałbym zrobić:
- Zakupy, kiedy lodówka jest pusta.
- Przelew do ZUSu 15 dnia miesiąca.
- Publikacja tego wpisu we wtorek.
Zadania z wielkiej trójki nie mają terminów. To zadania ważne, nie pilne. Tutaj dowiesz się jak je rozróżniać i dlaczego zazwyczaj marnujemy czas na rzeczach nieważnych.
Odwlekasz to co masz zrobić? 😬
Wiesz co masz zrobić. Nie robisz. A potem masz wyrzuty sumienia, że nie robisz tego co powinieneś? Dowiedz się jak przestać prokrastynować i skutecznie pokonywać wewnętrzny opór przed działaniem.
Czasu nie da się rozciągnąć
Niestety, wbrew popularnemu powiedzeniu, czas to nie pieniądz. Nie jest tak, że jeśli dobrze zarządzam swoim czasem to z 8 godzin będę potrafił zrobić 12.
Dlatego przy każdym zadaniu z wielkiej trójki zapisuję szacowany czas potrzebny na jego wykonanie. A ponieważ w szacowaniu nie jestem najlepszy (tak naprawdę wszyscy jesteśmy w tym kiepscy), swoje szacunki podwajam.
Dostaję jasny obraz ile czasu zostanie mi na pozostałe zobowiązania i przede wszystkim – czy mój plan dnia jest w ogóle możliwy do zrealizowania.
Wstyd się przyznać, ale wcześniej moja dzienna lista zawierała zadania, których wykonanie zajęłoby najmniej tydzień.
Single-tasking rządzi
Multitasking nie działa. To co robimy i co nazywamy multitaskingiem to tak naprawdę task-switching – szybkie przełączanie się między pojedynczymi zadaniami.
Z pozoru niewinne sprawdzenie maila podczas projektowania skomplikowanego ekranu potrafi wytrącić z równowagi na tyle że ponowne skupienie graniczy z cudem.
Dlatego przestałem skakać z zadania na zadanie
Jeśli zadanie jest wyjątkowo długie (150-180 minut) – robię przerwy, ale po przerwie wracam do tego samego zadania i kontynuuję pracę dopóki go nie skończę.
I tak, czasem to naprawdę trudne. Ale przecież nieskończone zadanie, mogłoby być równie dobrze w ogóle nie zaczęte. A te tylko skończone w 100% daje satysfakcję.
Przy taskach z wielkiej trójki wyłączam wszystko, czego nie potrzebuję do wykonania zadania. Żadnych powiadomień. Telefon wyciszony. Biurko puste.
Te trzy proste zmiany w codziennym planowaniu sprawiły, że wrażenie nienadążania zniknęło zupełnie. Każdy dzień kończę z poczuciem, że zrobiłem postęp na drodze do swoich celów.
Wysiadłem z kołowrotka.