Jeszcze dwa lata temu Facebook, Twitter i Instagram były nieodłącznym elementem mojego życia. Zajmowały ważne miejsce w „planie” dnia. Nie dlatego, że chciałem, ale dlatego że dałem się wytresować.
Na początku 2018 zacząłem „trzeźwieć” i mocno ograniczyłem konsumpcję tego typu treści. Miałem nadzieję na poprawę, ale efekty odstawienia przeszły moje najśmielsze oczekiwania.
Tak naprawdę mam mnóstwo czasu
Zauważyłeś, że wszyscy wokół cierpią na chroniczny niedobór godzin w dobie? Jednocześnie każdy znajduje czas na przewijanie strumienia aktywności z nosem wlepionym w ekran telefonu.
Jeśli masz wrażenie, że brakuje ci czasu to media społecznościowe powinny trafić na odstrzał w pierwszej kolejności.
Według badań ludzie spędzają na społecznościówkach około 16 godzin tygodniowo. 2,5 godziny dziennie. Dużo? To dwa pełne dni robocze. Co byś zrobił, gdybyś dostał dwa dodatkowe dni wolne w tygodniu?
Pomyślmy…
Podobno po przeczytaniu zaledwie 3 książek na dany temat twoja wiedza w tej dziedzinie będzie większa niż wiedza pozostałych 99% osób na świecie. Załóżmy teraz bezpiecznie, że czytasz średnio 200 słów na minutę. W 16 godzin tygodniowo, które teraz poświęcasz na scrollowanie feeda dasz radę spokojnie „łyknąć” 3 średniej długości książki (po 250 stron każda).
A może za najlepszy wynalazek ludzkości uważasz przycisk „drzemki”? Pomyśl ile dałbyś za dodatkowe 2 godziny snu każdego dnia?
Brak wystarczającej ilości snu przekłada się na długotrwałe problemy ze zdrowiem, kłopoty z koncentracją, o obniżonej produktywności nie wspominając.
Czy godziny spędzone na Instagramie są tego warte?
2 dni w tygodniu to wystarczająco dużo czasu, żeby rozwinąć swój projekt poboczny, nauczyć się czegoś nowego czy po prostu oddać się rozrywce. Ale takiej prawdziwej, głębokiej.
Na podium moich ulubionych zajęć są gry. Byłem graczem od kiedy pamiętam. Jako dzieciak potrafiłem godziny spędzić na maltretowaniu spacji w Xenonie.
Po studiach ilość czasu mocno mi się skurczyła. Mógłbym zrzucić winę na żonę, dzieci i dwie firmy, które pojawiły się w moim życiu zupełnie znienacka. Dziwnym zbiegiem okoliczności był to również czas, kiedy popularność zyskały smartfony i media społecznościowe.
Gry poszły w odstawkę. Czas na nie znalazłem dopiero niedawno po odstawieniu Facebooka i Instagrama. Żona, dzieci i praca zostały uniewinnione.
Media społecznościowe w niczym mi nie pomagały
Kilku informatyków z Carnagie Mellon, MIT i Georgia Tech przeprowadziło badanie przydatności najpopularniejszej platformy mikroblogowej.
Poprosili użytkowników Twittera o ocenę Tweetów innych osób. Po otrzymaniu ponad 43.000 ocen przystąpili do analizy.
Tylko 36% tweetów zostało uznanych za warte przeczytania. Pozostałe 64% były albo „neutralne” albo zupełnie bezużyteczne. Wśród tych ostatnich prym wiodły tweety z kategorii „mój samolot znów się spóźnia” i „patrzcie na moje śniadanie”.
Gdyby głębiej zastanowić się jakie korzyści wyciągamy z przeglądania mediów społecznościowych okaże się, że… cholera… żadnych.
Po kilku tygodniach od odstawienia ciężko jest znaleźć powód aby do social media wrócić. Przez lata konsumpcji jak gąbka nasiąkałem zupełnie nic nie znaczącymi informacjami. Często na tematy, które mnie nie interesowały.
To informacyjny odpowiednik fastfoodów. Smakuje? Owszem. Można to w siebie pakować bez przerwy. Pytanie tylko… po co?
Nawyk monitorowania życia moich znajomych (i nieznajomych celebrytów) nie przyczynił się specjalnie do wielkich zmian w moim życiu. Bycie „na czasie” i znajomość popularnych hashtagów nie przełożyła się na poprawę jego jakości.
Moja absencja na Facebooku nikogo też nie poruszyła. Świat kręci się dalej, a brak moich lajków nie został tematem wieczornych wiadomości.
To dobrze, bo teraz…
Czuję się lepiej ze sobą
Social media są trochę jak życie cudzym życiem. Niekończący się strumień kadrów z amerykańskiej opery mydlanej pełny śnieżnobiałych uśmiechów i wspaniałych przygód. Tymczasem każdy z nas ma przecież swoje, wcale nie gorsze i co najważniejsze – prawdziwe życie. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało – to swoim życiem powinniśmy się zainteresować w pierwszej kolejności.
Przyznaję, życiowe sukcesy i (nie oszukujmy się) porażki innych to temat wyjątkowo interesujący. Zgłębianie go jednak do niczego dobrego nie doprowadzi.
Instagram to projekcja marzeń, a nie obraz rzeczywistości. To nie jest prawdziwe życie. Zdecydowana większość ludzi, których obserwuję kreuje się na kogoś innego.
Każdy z nas odczuwa naturalną potrzebę bycia docenionym. Jesteśmy wychowywani w kulturze lajków, komentarzy, reakcji, retweetów, subskrypcji i odsłon. To one wydają się determinować naszą wartość.
Według Washington Post już w 2016 dzieciaki usuwały ze swoich instagramowych profili zdjęcia, które nie zdobyły wystarczającej ich zdaniem liczby polubień. Nawet, jeśli to zdjęcie im samym bardzo się podobało. To życie dla innych, nie dla siebie.
Być może Instagram powinien więc co jakiś czas przypominać nam: „Postacie i zdarzenia przedstawione tutaj są fikcyjne.”
Po odstawieniu mediów społecznościowych oceniam swoją codzienność według własnych kryteriów. Nie próbuję nikomu dorównać. Żyję sobie po swojemu.
Bez filtrów.
Gdybym miał jednym słowem podsumować efekt odstawienia social media, tym słowem byłby „spokój”.
Nie namawiam nikogo do usuwania konta na Facebooku. Umiejętne korzystanie z tej i innych platform potrafi przynieść sporo korzyści. Namawiam jednak do ograniczenia bezmyślnej konsumpcji mało wartościowych treści. Treści, które serwują nam algorytmy zaprogramowane na kradzież czasu i uwagi.
Jeśli szukasz skutecznego sposobu na odstawienie social media, przeczytaj jak przeprowadzić cyfrowy detoks.